niedziela, 21 lipca 2013

Siewierski skok w bok

   Przyznam, że przed napisaniem tego postu miałem niemały dylemat. Blog w nazwie czarno na białym jest Dąbrowski. Więc geograficznie nie powinienem wychodzić poza granice administracyjne miasta. Jednak od początku chciałem żeby to miejsce służyło Dąbrowianom. Aby inspirowało Was mieszkańców do aktywnego, łebskiego rzekłbym spędzania czasu. Cóż jednak  poradzę na to, że okolica Dąbrowy też jest ciekawa i warta zobaczenia przez mieszkańców naszego miasta ( i nie tylko)?. Ponadto kiedy robić takie skoki w bok jak nie w wakacje, gdy w każdym z nas budzi się dusza eksploratora-odkrywcy? Czasem tylko takiego niedzielnego ( jak mnie w tym poście hi, hi hi) a nie rzadko zdobywającego niebosiężne alpejskie szczyty.
Dlatego postanowiłem przestać udawać, że nie istnieje zamek w Siewierzu i że w miasteczku można bardzo dorodnie spędzić czas np. niedzielne popołudnie.
   Zatem zaczynam przechodzić do rzeczy i ruszam w pierwszy na blogu dziewiczy rejs poza granice znanego mi dąbrowskiego świata...czyli do Siewierza :-). Oby gigantyczne słonie podtrzymujące nasz "dąbrowski dysk" i chroniące go przed upadkiem w nicość były po mojej stronie i odstraszyły skutecznie monstrualne jednookie potwory, które znajdują się tuż za linią horyzontu.
   Miniona niedziela uraczyła nas słonecznym popołudniem i grzechem byłoby nie ruszyć się z fotela. Padło na Siewierz, który pomimo że bardzo blisko Dąbrowy (około 20 minut samochodem)  to jednak ze swoim zamkiem pozostaje jakby w cieniu swoich znamienitych braci ze szlaku Warowni Jurajskich. Ponieważ, lubię zaglądać w różne zacienione  miejsca to cel wydał mi się interesujący (mojej żonie jakby mniej co później przypłaciła pozytywnym zaskoczem)
  Zamek a właściwie ruiny  kilka lat temu zostały odremontowane i udostępnione turystom. Co najważniejsze, to drugie za kompletną darmochę. Przy kilkuosobowej rodzinie nie jest to bez znaczenia. Hura! Głowie rodziny zostanie więcej na piwo;-). Pieczę nad zamkiem sprawuje Fundacja "Zamek Siewierski" im. Księstwa Siewierskiego i generalnie wyczynia tam niezłe mecyje co jest niesamowicie inspirujące i po prostu tchnie świeżością. Ale po kolei.
   Już przyjeżdżając na parking pod zamkiem daje się wyczuć pewną lekkość i odmienność od industrialnego i postindustrialnego klimatu Zagłębia. Może to po prostu brak problemów z zaparkowaniem samochodu tak nastraja a może to jednak  widok rozległych  błoni tuż obok wijącej się Czarnej Przemszy , nad którymi górują gotyckie ruiny?


   Dostrzegamy ludzi na platformie widokowej umieszczonej na wieży zamku i już wiemy, że nie pocałujemy klamki i też będziemy mogli tam wejść. Idziemy więc dalej, gdy wtem naszą beztroskę tną na kawałki niepokojące dźwięki dobiegające się zza murów zamkowych. Nie, nie przesłyszało się nam. Z pewnością ktoś teraz na zamku stracił życie i kona w konwulsjach. W  dodatku sprawca jest psychopatą bo tuż po ustaniu jęku nieszczęśliwcy, wydaje dziki ryk radości. Ładna wycieczka  myślę sobie. Trzeba było odwiedzić molo na Pogorii albopark na Zielonej. Trudno, jak się powiedziało A-aa trzeba powiedzieć B-ee. Pokrzepiony myślą, że jako pierwszy sfotografuję poćwiartowane ciało a może nawet strzelę sobie fotkę z oprawcą i wrzucę na Fejsa postanawiam iść dalej. One (czyli żona i córki) idą za mną. Żądne widoku krwi czy też może dały się nabrać, że za murami jest darmowe SPA ( tak im powiedziałem)?.
Pomimo niecnych zamiarów ( fotka ) i chytrych  forteli ( niby SPA) które popełniłem z pewną taką nieśmiałością wchodzę na zrekonstruowany drewniany most prowadzący do wrót zamku.


Za nimi widzę, wcale nie mały tłumek turystów i kilku pozytywnych wariatów w strojach "z epoki" i teraz tak pisząc całkiem serio, kompletnie zapominam, że jestem tuż obok Dąbrowy, że w poniedziałek do pracy itd. Totalnie inaczej, totalny odpoczynek od dąbrowskości.


 O to "inaczej" i zamkowy chillout dbają ludzie z Fundacji, którzy z pasją opowiadają turystom o zwyczajach  średniowiecznych wojów, którzy łapią od razu kontakt ze zwiedzającymi i sprawiają że chce się ich słuchać. Jak dla mnie prostota ich przekazu wynikająca z zainteresowań jest po prostu genialna. Polubiłem ich i na pewno dam się zaprosić na Turniej Rycerskijuż za tydzień w weekend ( !!!) 

tutaj macie szczegóły  http://www.siewierz.pl/siewierz/3/impreza/1451/


 mała zajawka atrakcji na filmiku




Siewierz jest blisko, warto zabrać rodziny, dzieci, przyjaciół, znajomych, aparat, kamerę i dać się ponieść średniowiecznemu szaleństwu ( jakkolwiek to brzmi). A gdy już nakarmicie oczy tym bogactwem a Wasze pociechy zapragną pozostać wojami i księżniczkami to pozwólcie im na to na kapitalnym placu zabaw tuż obok zamku. Dzieci się "dorżną" i dadzą Wam pospać w nocy a Wy będziecie mogli odsapnąć na ławeczce.


  
starsze dzieciaki i młodzież mogą poszaleć w skate parku


Potem delikatnym spacerkiem przejdźcie na Rynek,  fotografując po drodze dwa zabytkowe kościoły:
barokowy - Świętego Walentego z 1618 roku i Świętego Macieja Apostoła z pierwszej połowy XV wieku ( prawda że stare?). Najstarszego w mieście poszukajcie sami :-) Powiem tylko, że to jeden z nielicznych na naszym terenie zabytków  w stylu romańskim. Na wyremontowanym Rynku pyszne lody gałkowe ( na zachodniej pierzei kupowałem) zjedzcie pod fontanną Panien Siewierskich.


Można też wstąpić do "Złotej Gęsi" i skosztować gęsich żołądków, wtedy z pewnością poczujecie że byliście w Siewierzu. Kunszt kulinarny tej restauracji docenił swego czasu Robert Makłowicz.

Tak więc kończę opis mojego siewierskiego skoku w bok  i zachęcam Was do pójścia w moje ślady.


poniedziałek, 15 lipca 2013

Co to za sŁupki?


 Ostatnio natknąłem się na niewielkie słupki betonowe z tajemniczą literą "Ł". Naturalnie wzbudziły one moje zainteresowanie.
Pierwszy słupek znajduje się w nieszczególnie wybitnym czy też charakterystycznym miejscu. Chociaż nie! W bezpośrednim sąsiedztwie biegnie linia kolejowa nr 183 Ząbkowice-Będzin Grodziec. Zawsze to jakaś informacja. Moją pierwszą myślą było, że słupek musiała zbudować jakaś polska instytucja, ponieważ w żadnym innym języku nie występuje litera "Ł". Bystrzak ze mnie, nie ma co....

To ten słupek

Znajduje się mniej więcej tutaj


Drugi słupek znalazłem obok nieistniejącego już niestrzeżonego przejazdu kolejowego na ulicy Gwardii Ludowej. Nieistniejącego bo linia kolejowa nr 162 przecinająca tą ulicę została zlikwidowana  (dokładnie to odcinek pomiędzy stacją w Gołonogu a  przystankiem Huta Katowice). W tym przypadku literka była trochę mniejsza a słupek w górnej części pomalowany był na biało, farba całkiem nieźle jeszcze się trzyma.


   Okazuje się, że kluczem do rozwiązania zagadki będzie tajemniczo brzmiący łamaniec: ZN-96_TPSA-026
Pod tą nazwą kryje się norma zakładowa dotycząca  betonowych  słupków oznaczeniowych i oznaczeniowo-pomiarowych jakie stawia się przy budowie telekomunikacyjnych  linii kablowych dalekosiężnych.
   W wielkim skrócie, żeby nie przynudzać: są dwa rodzaje słupków. Te tutaj na zdjęciach to zwykłe słupki oznaczeniowe ( SO) które sobie wystają z ziemii i oznaczają przebieg linii telekomunikacyjnej. Mogą też być słupki o bardziej skąplikowanym przeznaczeniu tzw. słupki oznaczeniowo- pomiarowe ( SOP). Takie coś posiada wtedy powiedzmy coś na kształt gniazdka zabezpieczonego w metalowej puszce. Do tego gniazdka możemy się podpiąć ze sprzętem i dokonać odpowiednich pomiarów parametrów trakcji. Zainteresowanych odsyłam do treści dokumentu, można bez problemu znaleźć go w necie. 
   Słupki takie występują na terenie całej Polski. Będzie ich jednak coraz mniej bowiem linie telekomunikacyjne wypierane są przez światłowody.  W wolnej chwili warto poszukać takich w terenie. Wydaje mi się, że nie przypadkiem znalazłem je w bezpośrednim sąsiedztwie linii kolejowych. Dla zachęty powiem, że z tego co widziałem w necie, to mogą wyglądać bardzo dziwacznie i orginalnie. Kto znajdzie ich najwięcej ;-) ?





poniedziałek, 1 lipca 2013

Z Dąbrowy na Matterhorn


   Dzisiaj wywiad z Adamem Zającem (1976 r.) alpinistą, taternikiem i grotołazem w jednej osobie. Członek Speleoklubu Dąbrowa Górnicza, zdobywca Małej Korony Alp i Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Na kilka dni przed wyprawą na Matterhorn, której będzie kierownikiem, spotykam się z nim w jego mieszkaniu na Alejach. Na ścianach zdjęcia z wypraw górskich i jaskiniowych. 
Siadamy przy stole na którym piętrzą się przygotowane na wyprawę zapasy żywnościowe: konserwy, chińskie zupki, czekolady i inne niezbędne produkty. Jest już późna pora, pozostali domownicy śpią  więc możemy spokojnie porozmawiać.

- Kiedy i gdzie dokładnie wyruszacie?
- Wyprawa wspinaczkowa w Alpy Walijskie, a konkretnie w zachodnią część masywu Monte Rosa i górę Matterhorn odbędzie się  dniach 28.06 - 07.07 2013. Najważniejsze jest oczywiście zdobycie Matterhornu.

 - Skąd pomysł, aby zdobyć Matterhorn?
- Ponieważ to najbardziej honorowa góra w Europie i najbardziej rozpoznawalny szczyt na Świecie. Symbol Szwajcarii. Każdy go zna z widzenia. W rankingu najbardziej rozpoznawalnych szczytów na Świecie zajęła pierwsze miejsce. Mało kto rozpozna Everest na zdjęciu a Matterhorn jest prawie na każdym produkcie szwajcarskim. Jest to etykieta tego kraju. Poza tym nie ma tam łatwej drogi  i każdy wspinacz wie co to jest Matterhorn. 

- Ilu członków liczy skład wyprawy?
-Cztery osoby. Marcin Jamroży, Marcin Sokołowski, Kuba Wiśniewski i Adam Zając ( kierownik wyprawy - przypomnienie). Wszyscy są członkami Speleoklubu Dąbrowa Górnicza i jest to oficjalna wyprawa pod egidą SDG.  

- To Twoja pierwsza wyprawa na której jesteś kierownikiem, to duża odpowiedzialność?
- To moja czwarta wyprawa w Alpy gdzie prowadzę wyprawę. Na poprzednich były różne składy, różni uczestnicy  ale jeśli chodzi o ludzi to nic mnie nie zaskoczyło negatywnie. Na takie przedsięwzięcia jeździ się ze sprawdzonymi ludźmi, których dobrze się poznaje podczas wielu tatrzańskich wspinaczek, na trudnych szczytach zimą. Jeśli ktoś już tam panikuje, to nie ma sensu aby jechał zdobywać alpejskie szczyty.

- Czy komuś z członków wyprawy udało się już wcześniej zdobyć Matterhorn?
- Tylko mnie, osiem lat temu. Pozostali uczestnicy nigdy nie byli w Alpach tak wysoko. Jest to dla nich pierwszy raz. Dlatego są  przejęci (śmiech), najbardziej opowieściami o chorobie wysokościowej. 

- To na wysokości  4000 m n.p.m.  występuje już choroba wysokościowa?
- Jak najbardziej. U pewnych osób przebiega dosyć łagodnie ale czasami może się skończyć nawet śmiercią. Generalnie na tych wysokościach jest o około 30% mniej tlenu w powietrzu niż normalnie. Tętno jest przyspieszone, ciężko się śpi. Podczas dłuższego przebywania na takiej wysokości organizm ciężko się regeneruje i człowiek bardzo  męczy się podczas normalnych czynności.

- Czy przygotowywaliście się wcześniej jakoś specjalnie pod kątem zdobycia tego szczytu?
-  Od ośmiu miesięcy prowadziliśmy intensywne przygotowania do wyprawy. Zaliczyłem dwa biwaki zimowe w Tatrach w styczniu i w lutym razem z chłopakami i do tego mieliśmy dwadzieścia wypadów w te góry przez ten czas.

- Na czym polega największa trudność w zdobyciu Matterhornu?
Przede wszystkim wysokość, to prawie 4500 m n.p.m. dokładnie 4478 m n.p.m. Ponadto sam stopień trudności - w skali skałkowej jest to cztery a w opisowych skalach alpejskiej i tatrzańskiej sklasyfikowana jest jako trudny. 

- Czy na drodze wspinaczkowej występują jakieś udogodnienia? 
- Nie, to normalna droga wspinaczkowa wyposażona jedynie w stałe punkty asekuracyjne. Droga wymaga użycia pełnego ekwipunku wspinaczkowego - liny, raki, ekspresy, czekany, przyrządy asekuracyjne. Nie jest to góra dla każdego, wymagane jest przeszkolenie wspinaczkowe z doświadczeniem w warunkach zimowych, znajomością zasad poruszania się w trudnym terenie lodowo-skalnym. Trzeba też wiedzieć jak się asekurować tak więc absolutnie nie jest to góra dla nowicjuszy i tylko doświadczeni wspinacze mogą się tam wybrać.

- Planujecie wejście na szczyt całym zespołem?
- Oczywiście. Mamy dobrze przygotowany plan. Przed zdobyciem Matterhornu planujemy zdobyć trzy inne czterotysięczniki ( Breithorn, Castor i Pollux) tak aby się zaaklimatyzować. Będziemy mieć biwak noclegowy na przełęczy Zwillings-J przez trzy dni. To wysokość prawie 4000 m n.p.m.,  po zdobyciu  tych  szczytów przeniesiemy biwak pod właściwą ścianę Matterhornu.

Potrzebujecie jakiejś formalnej zgody, pozwolenia aby poruszać się po drogach wspinaczkowych?
- Nie, każdy przebywa tam na własną odpowiedzialność i własne ryzyko. W masywie działają profesjonalne służby ratunkowe, dysponujące śmigłowcem. W razie wypadku wchodzą do akcji a później jeśli się nie posiadało  odpowiedniego ubezpieczenia wystawiają bardzo wysoki rachunek.

- Jak wysoki to rachunek?
- W przeliczeniu na naszą walutę  to koszt około 50 000 zł.  Kwota jest wysoka ze względu na zaangażowanie śmigłowca. 

- Posiadacie takie ubezpieczenie?
- Oczywiście, mamy takie ubezpieczenie i to od akcji najwyższego ryzyka z użyciem śmigłowca.

- Jakie warunki panują teraz w górach?
- Warunki są wyjątkowo niesprzyjające. Z powodu przedłużającej się zimy śnieg zalega tysiąc metrów niżej niż normalnie o tej porze roku, co może definitywnie pogrzebać naszą próbę na Matterhornie. Na wysokości naszego planowanego biwaku jest teraz w dzień - 12 st. C w ciągu dnia a w nocy temperatura spada nawet do - 20 st. C.  Na ogół o tej porze roku powinno być znacznie cieplej - w nocy - 5 st. C a w dzień około + 5 st. C.  W środku lata mamy warunki typowe dla naszej zimy - mróz, śnieg. Niczym się nie różnią od umiarkowanych zimowych warunków tatrzańskich. Więc może okazać się, że nie podejmiemy próby ataku na szczyt, może też okazać się, że droga ze względów bezpieczeństwa będzie zamknięta przez ratowników. Tam zawsze panują specyficzne, bardzo trudne do przewidzenia warunki.

- Pogoda zmienia się bardzo często? 
Ten masyw jest specyficzny, na około może świecić słońce i być bezchmurne niebo a na Matterhornie będzie masakryczny śnieg i zawieje. Jest takie słynne powiedzenie, że Matterhorn dymi. Bardzo często na zdjęciach jest to widoczne, gdzie ta osamotniona wysoka góra pogrążona jest w chmurach, które sama wytwarza.

- Ilu wspinaczy zdobywa ten szczyt w ciągu roku?
- Szacuje się, że około tysiąca osób, może trochę więcej ale dokładne dane trzeba by  sprawdzić w internecie. Wielu wspinaczy to Polacy, bywały lata gdy zdobywało go około trzystu osób rocznie. Głównie po otwarciu granic. Teraz jest już ich mniej.

- Czy można porównać warunki występujące w Alpach do tych na ośmiotysięcznikach?
 - Porównać można. Na wysokości na jakiej znajduje się nasz biwak w Himalajach zakładane są główne bazy wypraw na ośmiotysięczniki. Więc w zasadzie wszyscy ci którzy jadą w Himalaje zaczynają od takich wypraw jak nasza i muszą przez nie przejść. Jest to konieczne, ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć jak organizm zniesie wysokość, czy nie wystąpi choroba wysokościowa. Jeśli organizm odrzuca wysokości alpejskie droga w Himalaje jest zamknięta definitywnie.

- Dzięki za rozmowę i umawiamy się na kolejną po Waszym powrocie?
- Jak najbardziej a z wyprawy będę wysyłał na bieżąco komunikaty.



Poniżej zdjęcia Adama z poprzedniej wyprawy na Matterhorn w 1995 roku.

Matterhorn z Zermatt


 
Wschodnia ściana i północno-wschodnia grań Matterhornu

 
 
Widok ze szczytu na masyw Monte Rosa
    
Na szczycie. W tle Gornergletscher i Gornergrat





    
Dwa wierzchołki Metterhornu- szwajcarski i włoski

Matterhorn z Gornergletscher

Matterhorn z Furri 1886 m  n.p.m.

Matterhorn -wschodnia ściana z Oberer Theodulgletscher