niedziela, 22 listopada 2015

Serca z błota, dusze z betonu



Tak jak mnie, Ciebie też Gołonóg wychował
zawsze w cenie tutaj była z wyobraźnią głowa
zawsze liczył się honor i braterstwo
nawet gdy w około upadało męstwo (...)

Bas Tajpan "Świadomość"



Spotkaliśmy się pod koniec lipca 2015. Miałem być z rodziną na wakacjach a nie z rozpieprzoną łydką o kulach zwiedzać dąbrowskie  przychodnie. Los płata nam figle ale czasem rzuci od siebie jakiś ochłap na pocieszenie, jak cukierka w kłębowisko ciemnego luda.

 Robert akurat na kilka dni przyjechał z Londynu do DG co było pretekstem do spotkania się w starym gronie "chłopców z pomnika".

Siedzimy w pubie "Manhattan": Bałdi, Balon, Olo, Jacek  i Paferro ( ja). Jest upalne niedzielne popołudnie, sączymy piwo.
Takie spotkania są  inspirujące. Londyński desant, działa jak katalizator wspomnień. Tęsknota za krajem wyostrza pamięć i uwypukla szczegóły zdarzeń, które przeżywamy na nowo. Znowu ożyła nasza historia, opowieści wybrzmiały jeszcze raz i po raz kolejny uciekły przed zapomnieniem. Nasza dąbrowska historia lat 80-tych i 90-tych XX wieku, przykryta warstwą codzienności wychodzi tego dnia  na światło dzienne. Towarzyszą jej salwy śmiechu i żarliwe spory o szczegóły i kształt  wydarzeń.  Żyjemy.

Jestem w tym przyjemnie zatopiony i obecny. Jednocześnie, próbuję uchwycić  tajemnicę naszego podobieństwa, które pomimo różnych światopoglądów, doświadczeń w późniejszym życiu i priorytetów jest oczywiste. Czynność ta idzie mi opornie, chaotycznie. Brakuje mi w mózgu zwojów frywolnych i niepotrzebnych. Wszystkie płaty i komórki zajęte są stawianiem czoła codzienności. Trwa zanim wygonię codzienność i zrobię miejsce na poszukiwanie nieuchwytnego.

Bardzo możliwe, że to  dąbrowska betonowa dzikość lat 80-tych  wpłynęła na to kim dzisiaj jesteśmy. Prawdopodobnie w dzieciństwie oprócz przemysłowych wyziewów wciągnęliśmy też w płuca potężny haust przestrzeni i absurdu ( oprócz innych substancji płynnych i lotnych).  Z balkonów naszych mieszkań można było bez trudu dojrzeć łagodne pagórki pokryte lasami i polami uprawnymi, żyliśmy w industrialu a jednocześnie gdzieś na jego dalekim pograniczu, gdzie zielony krajobraz śmiało wdzierał  się w nasze surowe betonowe rewiry.

Cały czas próbuję dotykać teraz nieuchwytnego, czegoś co ma charakterystyczny i zarysowany styl a jednocześnie  kpi sobie z  definicji. To nasze "coś" mogło też przecież wydarzyć się gdzie indziej, na jakimś bliźniaczym  blokowisku dajmy na to w Kaliszu czy Gdańsku. Na tamtych blokowiskach też przecież beton zburzył stary porządek.

 No właśnie, tylko czy to taka sama powtarzalność? Po namyśle uważam, że jednak nie. Bo gdzie na taką skalę  występowała  gigantomania przemysłowa? Do jakiego regionu zjechało tak wielu ludzi z różnych zakątków kraju?  Dziki Zachód, dziki industrialny zagłębiowski zachód i  my niby w nim a jednak na jego obrzeżach. Tylko tutaj gierkowski rozmach zakwitł tak intensywnie, tylko tutaj architektoniczny bezsens tak mocno splótł się z  pro społeczną planistyką. Tylko tutaj a my w nim choć na skraju, bo na horyzoncie pola, lasy, sady i drewniane wsie.  My do nich biegliśmy, przez wykopy budów, ogrodzenia, zdziczałe sady i nowe asfaltowe arterie donikąd. Pstrykaliśmy w ich stronę kapslami zawodników Wyścigu Pokoju rozgrywanego gdzieś pomiędzy piaskownicą a osiedlową drogą a obok ojcowie myli swoje fiaty, dacie i polonezy bo to była pewnie sobota popołudniu..... Czy zrozumieją to nowe pokolenia? Czy zrozumieją to nasze dzieci, które   ukrywamy na co dzień w grafiku dodatkowych zajęć z pływania, tańca, jogi i Bóg wie czego jeszcze?  Ale to już inny temat, inna dyskusja...

Jesteśmy z betonu i błota zagłębiowskich osiedli. Nigdy nie będziemy kimś innym i dobrze. Nie zmieni tego miejsce zamieszkania, ani kolejna nabyta rzecz z wielkiego świata ( którego swoją drogą pożera fundamentalna barbaria). Zrobiliśmy  sobie tysiące zdjęć w wakacyjnych, egzotycznych rajach ale zawsze najpiękniejszą kliszą będzie ta  na której przedzieramy się do księżego sadu po jabłka. Albo pocztówka z pomnika w letnią noc, gdzie siedzimy przy melodii świerszczy a powietrze przesycone jest zapachem pieczonego chleba u Bigaja.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz