Widząc zachwyt dzieciaków i wspominając rzewnie razem z ich rodzicami odpusty naszego dzieciństwa, zdałem sobie sprawę, że wszyscy uczestniczymy i kontynuujemy tą naszą dąbrowską tradycję. Czytając tekst znaleziony na stronie Sanktuarium stwierdzam, że w obliczu tego uczestnictwa przestaje on brzmieć banalnie:
"Parafia oddana w opiekę św. Antoniego, jest widocznym znakiem łaski dla wszystkich tych, którzy proszą Boga przez Pośrednika z Padwy. Przykładem tego są wtorkowe modlitwy i coroczny odpust antoniański (13 czerwca), gromadzący wiernych nie tylko z parafii, ale także z odległych okolic Zagłębia".
Błogość i spokój tego słonecznego popołudnia burzyła mi tylko myśl, że nie wiem kiedy ten widoczny znak łaski w postaci odpustu odbył się pierwszy raz.
Pora więc rozwikłać tą zagadkę, pewnie dla nie jednego Czytelnika błahą a dla mnie z racji swoich braków w wiedzy historycznej stanowiącą wyzwanie ;-)
13 czerwca 1997 r. Biskup Ordynariusz Diecezji Sosnowieckiej ks. Adam Śmigielski wydał decyzję, że nasz kościół na górce zostanie podniesiony do rangi Sanktuarium. Parafia natomiast została oddana w opiekę św. Antoniego z Padwy. Z pewnością mogła być to okazja do ustanowienia odpustu, tym bardziej, że przecież 13 czerwca są imieniny Antoniego a sam Antoni Padewski tegoż dnia (1231 roku) mając zaledwie 36 lat zmarł i pewnie poszedł do nieba. Praktycznie jednak jest to mało prawdopodobne ( nie to że poszedł do nieba), przecież odpusty na ul. Kościelnej odbywały się już dużo wcześniej przed 1997 rokiem.
Wobec tego przychodzi mi na myśl inna data. Dzień kiedy to Ojcowie Franciszkanie objęli pieczę nad kościołem i całą parafią. Swoją drogą patronem Franciszkanów jest właśnie Święty Antoni. Czas to też jednak niezbyt odległy, bowiem stało się to 15 sierpnia 1951 roku i znów wydaje się mało realne, żeby tradycja odpustów antoniańskich zaczęła się na pamiątkę tego wydarzenia.
Skoro zacząłem już swoje poszukiwania to muszę zaufać Świętemu Antoniemu i wierzyć, że ów patron osób i rzeczy zaginionych wesprze mnie i pomoże odnaleźć w mrokach dziejów początki odpustowej tradycji. Przeglądając stronę Dawnej Dąbrowy natrafiłem na zdjęcie rodzinne Państwa Dróżdżów, którzy spotkali się w 1925 roku z okazji odpustu w Gołonogu. Mamy więc na pewno do czynienia z tradycją prawie, że stuletnią. Sądzę jednak, że jest ona jeszcze starsza. Pokrzepiony zdobyczą zdjęciową znów zaglądam na stronę Parafii gdzie znajduje zapisany tekst:
"Zabytkowy obraz św. Antoniego i ołtarz jemu poświęcony są związane z powtórną konsekracją kościoła w Gołonogu. Tego aktu dokonał biskup kielecki ks. Tomasz Kuliński 26 maja 1892 r. Kościół pozostał pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Antoniego Padewskiego, w miejsce tytułu św. Andrzeja Apostoła."
Z tym faktem należy powiązać, jak myślę, początek tradycji odpustów antoniańskich w dzielnicy. To wtedy właśnie ponad 120 lat temu Antoni Padewski zagościł na dobre w Gołonogu a kolorowy rozgardiasz na ulicy Kościelnej wesoło nam o tym wydarzeniu przypomina.
Niesamowite jest to jak senna i pusta uliczka wypełnia się gwarem i ściskiem. Gdzie do ocalałych jeszcze kilku drewnianych domostw przytulają się w stragany z plastikowymi pierścionkami, zestawami dla księżniczek i dinozaurami. Są tutaj wszyscy bohaterowie dziecięcych bajek, przyjechali prosto z fabryk w Chinach.
W oczy na jednym ze stoisk rzucają mi się kolorowe kule wytwarzające równie kolorowy dym. Jeszcze chwila i z pewnością zakupiłbym z ciekawości jedną paczuszkę. Moje niecne plany spaliły na panewce, kiedy zorientowałem się, że gdzieś "zgubiłem" starszą córkę. Spokojnie - myślę sobie w duchu, Cyganie jej nie porwali bo przecież wyjechali do UK i doją Królową z socjalnych pieniędzy. Na szczęście zanim dociera do mnie powaga sytuacji "zguba" odnajduje się. Odpuszczam, widząc z jakim rumieńcem ogląda odpustowe cudeńka na straganie, reprymendy nie będzie.
- Tato!! Co to za naszyjniki? Kup mi!! Kup mi taki!!! Albo dwa!! Nie, trzy kup i jeden dla Marty!!!!
Pani sprzedawczyni, sądząc po błysku w oczach, tylko na to czekała. Mam Cię tatuśku! Zdaje się mówić do mnie jej sympatyczna, pomarszczona twarz. Jej kościste, zwinne ręce zdjęły obwarzanki z haka umieściły je na szyi Mai. Młodsza Marta zdążyła porwać już jeden precel i ku mojemu przerażeniu zaczęła go konsumować. Widząc moją trwogę Pani o sympatycznej pomarszczonej twarzy zapewnia
- Dać córeczce spróbować! Świeżutkie są, bez konserwantów! Mówię Panu. A jak Panu mówię to znaczy, że tak jest! Przecież bym inaczej Panu nie mówiła!
Kolorowe balony. W prawym dolnym rogu pająki na pompkę :-) |
Jest odpust jest oczywiście wata cukrowa. Na całym odpuście swoje słodkości nawijało na patyki kilku sprzedawców. Cena? Trzy złote za małą i cztery złote za dużą watę. Każda maszynka inna, wykonana własnym sumptem i pomysłem. Tutaj na szczęście regulacje unijne nie dotarły a przynajmniej nikt ich nie egzekwuje.
Podobnie sprawa się miała z "lodami tradycyjnymi" które z racji na przygrzewające słońce miały większe wzięcie od waty cukrowej.
Nie zauważyłem nigdzie gumowych głowizn diabełków z wyskakującym jęzorem i papierowych, rozwijanych siłą dmuchnięcia trąbek. Napisałbym też, że jakoś cicho w tym roku było, bez strzałów i huków ale te miały jednak miejsce na osiedlach okalających gołonoskie wzgórze.
Za kilka dni odpustowe zabawki rzucone zostaną w niejeden kąt dziecinnych pokoi, hel ucieknie z balonów, ucichną wystrzały petard i rozwieją się kolorowe dymy z chińskich kulek. Całokształt spraw i zdarzeń wróci do swojej sennej normy a koty znów pójdą polować na wróble w zdziczałych sadach Małej Góry.
Radość z tegorocznego odpustu pozostanie jednak wśród tych którzy widzieli go pierwszy ( bądź drugi i trzeci) raz w życiu. Oby najmłodsi mieli szczęście przyprowadzić kiedyś na Kościelną swoje dzieci.
Bardzo fajny blog. Na razie tylko obejrzałem, poczytam w wolnej chwili. Będe tu zagladał. Wytrwałości życze.
OdpowiedzUsuńNie mogę przeżyć, że w tym roku ominął mnie odpust w Gołonogu...
OdpowiedzUsuńO tak, obwarzanki :-) rodzice nie pozwalali ich kupować i z obrzydzeniem wpajali, że są to wyroby nogami robione, te same ostrzeżenia były przy makowych czarnych landrynkach i czarnych cukierkach lukrecjowych. Ale i tak potem się biegło z kolegami kupować te cudowne "świństwa" i na nic się zdawały rodzicielskie upomnienia ;-)
OdpowiedzUsuńW tym drewnianym domku obok szkoły 12 w pokoiku na strychu mieszkali moi rodzice zaraz po ślubie ,na rogu ulicy na wprost hurtowni zniczy obok domku drewnianego była kużnia W kamienicy naprzeciwko miała Pani Danuta Dróżdż swój zakład fotograficzny
OdpowiedzUsuńNajlepsza na odpuście była robiona oranżada i lody krojone w wafelku Przyjeżdżał też samochód z ząbkowickiej huty szkła gospodarczego można było wygrać jakieś szkliwo do kuchni .Każdy los był wygrany Teraz na odpuście sama chińszczyzna