poniedziałek, 11 marca 2013

Garść wspomnień z Gołonoga


     Jestem jednym z pokolenia wyżu przełomu lat  70 i 80-tych. Jednym z tych, którzy przyjechali tutaj razem ze swoimi rodzicami lub urodzili się w dąbrowskim szpitalu. Jednym z tych dla których błotne okolice bloków z wielkiej płyty na Gołonogu  stały się krainą dzieciństwa.
     Huta pomimo że widoczna z okien bloku, nie była przytłaczająca. Największy zakład metalurgiczny w Europie a kto wie, może i na Świecie pozostawał jednak w pewnym oddaleniu od bloków. Bardziej obecna była w świadomości i  rozmowach rodziców. Jak serce miasta,  huta wyznaczała rytm życia nowych mieszkańców.  Dokładnej wyznaczał  go harmonogram pracy zmianowej.  Dla mnie i moich kolegów najważniejszy był powrót pierwszej zmiany z huty, gdy ojcowie wracali do domów. Wtedy to z przystanku autobusowego koło szkoły podstawowej nr 18  potoki ludzi rozchodziły się po osiedlu.  Najpierw szli jedną zwartą rzeką potem dzielili się na mniejsze strumienie i wąskie strużki . Czasami przystawali po parę osób lub dwie pod klatkami i palili na odchodne papierosy.  Powrót rodziców z huty to był dla nas ważny  punkt odniesienia, czas kiedy trzeba było wrócić z wagarów na Brzózkach, posprzątać mieszkanie po nielegalnej schadzce w domu na ping-ponga czy po prostu zdążyć usiąść przy biurku i zacząć udawać że odrabia się lekcje.
     Popołudniami chmary dzieciaków niczym szarańcza wylegały na osiedle.  Niekończące się Wyścigi Pokoju naokoło osiedla przy Cedlera, Czerwonych Sztandarów i Tiereszkowej to był częsty obrazek na  gołonowskich ulicach w maju lub czerwcu. Nie lada atrakcją było pojawienie się sprzedawcy waty cukrowej. Niski, pomarszczony na twarzy dziadziuś ze swoim wózkiem – maszyną zakotwiczał się na środku osiedla i nie mijało 10 minut gdy wokół niego pojawiało się  kilkadziesiąt dzieciaków.  Wata duża i wata mała za parę  złotych. Ileż to frajdy, ile życia wprowadzał ten staruszek ze swoim wózkiem. Zapach palonego cukru, szum silniczka maszyny towarzyszył temu misterium które pamiętam do dzisiaj. Sam dziadzia zawsze ubrany w biały fartuszek i białą czapeczkę był jak  mistrz ceremonii. Zawsze pamiętał kto jaką watę zamawiał i z gąszczu wyciągniętych rąk wyławiał zawsze tą właściwą , której akurat była kolej.  Po uczcie osiedle zasłane było drewnianymi patyczkami ale kto się wtedy przejmował takimi detalami.
     Popołudnia były też czasem kiedy uczęszczało się na lekcje religi. Odbywały się one przy ulicy Kościelnej w nieistniejących już salkach katechetycznych  nieopodal księżych sadów.  Jakże ograbieni ze wspaniałych wspomnień będą kiedyś   współcześni  mali dąbrowianie  dla których religia to jeden z wielu przedmiotów pod szkolnym dachem.  Dla nas cała otoczka tych zajęć, zabawy przed i po  lekcji to był swoisty mikrokosmos. Następna kolorowa kraina w której czekały na nas wspaniałe przygody.  Z domu wychodziło się tak godzinę wcześniej, pomimo że na górkę można dojść w dziesięć minut. Jeśli była akurat zima to prowadziliśmy zacięte wojny na śnieżki, budowaliśmy lodowe fortece albo nacieraliśmy śniegiem koleżanki z klasy.  Późnym latem i jesienią  chodziliśmy do sadu na jabłka i gruszki. Księża przymykali oko na ten proceder ale czasem dla zasady przeganiali  małych amatorów owoców.  Dumny wracałem z tych wypraw  z wypełnionymi siatkami z których Mama piekła potem szarlotkę. Najbardziej elektryzującym zajęciem było jednak chodzenie na tak zwaną  „Drogę Śmierci”, zwłaszcza w miesiące zimowe. Droga ta prowadziła u podnóży murów okalających kościół  pw.  Św. Antoniego a kulminacyjnym momentem było przejście pod oknami kostnicy.  Na jesień zbierało się też kasztany które rosną tam do dzisiaj tworząc ozdobną aleję.
     Piękne i beztroskie to były dla nas czasy i dlatego będę je czasem przywoływał na łamach tego bloga aby pozostała po nich pamięć.

2 komentarze:

  1. Fajnie się czyta. Będę chętnie zaglądał, zwłaszcza dla postów wspominkowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. będę zaglądać :)
    spędziłam 40 lat na Redenie, od dwóch lat trochę bliżej Gołonoga...
    uwielbiam moje miasto, pozdrówka :)

    OdpowiedzUsuń